W styczniu bieżącego roku podczas gdy na Śląsku trwały protesty górników i związkowców przeciwko przyjętemu przez rząd planowi naprawczemu dla Kompanii Węglowej, dług publiczny przekroczył magiczną barierę 60% naszego PKB co może świadczyć o zbliżającym się prawdziwym krachu finansów publicznych. Dlaczego ta bariera 60% jest tak ważna? Otóż Konstytucja RP Art 216 ustęp 5. określa maksymalną wielkość relacji długu publicznego do PKB.
"Nie wolno zaciągać pożyczek lub udzielać gwarancji i poręczeń finansowych, w następstwie których państwowy dług publiczny przekroczy 3/5 wartości rocznego produktu krajowego brutto."
Zanim jednak napiszę możliwe skutki przekroczenia trzeciego progu ostrożnościowego czyli
wspomnianej bariery 60%, cofnijmy się trochę w czasie, a mianowicie do roku 2013.
Artykuł 86 ustawy o finansach publicznych określa trzy progi ostrożnościowe. Pierwszy z nich
czyli powyżej 50%, ale nie więcej niż 55% został uchylony 8 listopada 2013 roku gdy Prezesem Rady Ministrów był Donald Tusk. Podczas gdy rząd po wakacjach 2013 roku debatował nad uchyleniem pierwszego progu oszczędnościowego dziennik Rzeczpospolita donosił, że "dług publiczny Polski na koniec pierwszego półrocza 2013 roku wyniósł ponad 888 mld zł. Zadłużenie przekroczyło tym samym 55% PKB, czyli tzw. drugi próg ostrożnościowy" który to mieści się w przedziale 55%-60%. W takiej sytuacji konstytucja przewiduje podjęcie odpowiednich kroków przy ustalaniu budżetu państwa na następny rok: nie przewiduje się istnienia deficytu budżetowego państwa lub uchwala się budżet zapewniający spadek relacji długu publicznego do PKB w stosunku do roku bieżącego, nie przewiduje się wzrostu wynagrodzeń pracowników państwowej sfery budżetowej,
wyklucza się możliwość udzielania z budżetu państwa nowych pożyczek i kredytów oraz ogranicza się wzrost wydatków wielu instytucji państwowych. Ponadto Rada Ministrów ma obowiązek zredukować wydatki z budżetu państwa oraz zmniejszyć finansowanie środkami pochodzącymi z kredytów zagranicznych. Jak dobrze wiemy, obozowi władzy ciężko było w roku 2014 podjąć tak trudne decyzje jak ograniczenie wydatków państwa czy nie danie podwyżki urzędnikom państwowym, szczególnie, że był to rok wyborczy (dla przypomnienia wybory do Parlamentu Europejskiego i samorządowe). Dlatego też, rząd Donalda Tuska zdecydował się pójść na łatwiznę i już w grudniu 2013 roku przyjął budżet na 2014 rok, gdzie głównym założeniem była reforma OFE.
Środki, które w OFE funkcjonowały jako dług Skarbu Państwa w postaci obligacji, zamieniły się bowiem na obietnicę, że ZUS w przyszłości wypłaci je emerytom.
Brak reformy OFE oznaczałby, że w 2014 roku rząd musiałby poszukać oszczędności w wydatkach
sięgających około 10 mld zł. I to przy założeniu, że wzrost gospodarczy oraz wpływy z podatków rzeczywiście pokażą wyraźne odbicie. Pamiętam jak wielu ekonomistów czy polityków oświadczało, że pieniądze zabrane z OFE obniżyły dług publiczny o ponad 7 pkt proc. i odsuną ryzyko przekroczenia progu ostrożnościowego. Jeśli dług przekroczyłby bowiem wspomniany ustawowy próg ostrożnościowy budżet na 2015 rok musiałby być zaplanowany bez deficytu.
Nie wszyscy jednak byli takimi optymistami. Halina Wasilewska-Trenkner, była minister finansów i członek RPP powiedziała wtedy:
"O ile w tym kontekście w 2014 roku rządowi uda się jeszcze ominąć próg ostrożnościowy, to już 2015 rok pod tym względem może być o wiele trudniejszy."
Prognoza ta okazała się właściwa i już na początku bieżącego roku dług publiczny przekroczył 60% naszego PKB, a więc trzeci próg ostrożnościowy. W tym miejscu chciałbym dodać, że jednym z warunków przyjęcia przez Polskę euro jest właśnie dług publiczny, który nie może być wyższy niż 60% PKB. Dlatego też Rada UE zaleciła, aby polski rząd ograniczył wydatki m.in. na cele socjalne.
Wszystko wskazuje na to, że w najbliższym czasie czeka nas poważny kryzys finansów publicznych.
Można śmiało powiedzieć, że reforma OFE niewiele tutaj pomogła, a właściwie służyła ona tylko temu by jakoś dotrwać do wyborów parlamentarnych. Przekroczenie trzeciego progu ostrożnościowego w roku 2015 będzie dużym problemem przyszłej kadencji sejmu (najprawdopodobniej nie będą to już rządy Platformy Obywatelskiej), która to już w grudniu będzie musiała ustalać budżet na 2016 rok. W obliczu przekroczenia progu można zakładać rozmaite scenariusze reakcji nowego rządu. Poniżej chciałbym przedstawić swoje dwa:
Scenariusz nr.1 (łagodniejszy dla opinii publicznej) - Dodruk złotówki:
Zakładamy, że nowy rząd zdaje sobie sprawę, iż dochody budżetowe w 2016 i 2017 roku dramatycznie spadną i trzeba znaleźć rozwiązanie, które pozwoli na pokrycie deficytu bez konieczności wprowadzania niepopularnych dla opinii publicznej cięć wydatków oraz podwyżki podatków. Działaniem, które pozwoli zadłużać państwo przez kolejne lata, bez konieczności wpływania w większym stopniu na stan emocjonalny obywateli, jest rozpoczęcie dodruku złotówki. W takim wypadku nie będzie już konieczne tak jak nam doradza Rada Unii Europejskiej, cięcie wydatków socjalnych, skoro zawsze można wydrukować nowy pieniądz.
Przypuszczam że w mediach g*wnego nurtu od razu pojawi się rzesza ekspertów, którzy będą głosić wszem i wobec, że Polska musi iść śladem innych krajów wysoko rozwiniętych, które już drukują swoje waluty bo tylko to może nas uchronić od totalnej katastrofy! Jednak tutaj pojawia się problem, ponieważ zgodnie z obowiązującym prawem (polskim jak i UE), bank centralny ma zakaz skupowania obligacji na rynku pierwotnym. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, aby Narodowy Bank Polski udzielił kredytów bankom PKO BP czy też BGK, które to znów skupią od rządu nowe obligacje, a następnie odsprzedadzą je z powrotem do NBP.
Z resztą dokładnie to tłumaczył prezes NBP - prof. Marek Belka w restauracji Sowa&Przyjaciele panu Sławomirowi Cytryckiemu i Bartłomiejowi Sienkiewiczowi.
"MB: Tak, to znaczy konkretnie mówiąc, mamy zakaz finansowania przez Narodowy Bank Polski deficytu budżetowego.
BS: Tak. A co to znaczy?
MB: To znaczy, że Belka nie może w odróżnieniu od Bank od England, Reseve Federale, Bank of Japan, ale tak jak w innym banku - to się nazywa European Central Bank - Belka nie ma prawa zakupić bezpośrednio od Rostowskiego papierów wartościowych. Nie ma.
SC: Finansować polskiego długu.
MB: Co by to oznaczało? Ja bym od niego kupił papiery. Ja bym mu dał złotówki, a on by je sobie wydał, czyli to byłoby zwiększenie deficytu budżetowego.
BS: Hm. Ale poza tym istnieje możliwość uruchomienia maszyn nieprzeznaczonych na wykup obligacji, tylko na zwiększenie ilości i masy pieniądza na rynku, tak?
MB: Co ja mogę zrobić? Czego, oczywiście dżentelmeni nie mówią i o czym on (Jacek Rostowski - red.) kiedyś powiedział publicznie, a ja powiedziałem, że prawie on ma rację, ale dżentelmeni się na ten temat publicznie nie wypowiadają. Otóż, gdyby się okazało w jakimś momencie, że minister finansów nie może sfinansować swoich potrzeb pożyczkowych, bo rynki odmawiają zakupu obligacji, polskich papierów, tak jak zrobiły to w przypadku Grecji, Irlandii i innych krajów. No bo uznały, że ten kraj jest niewypłacalny.
SC: A on musi deficyt sfinansować...
MB: Tak. Albo są w stanie kupić te papiery po jakichś niezwykle atrakcyjnych cenach, czyli po wysokiej rentowności. Wtedy - i to jest sens posiadania własnej waluty, a nie euro - wtedy bank centralny Polski może powiedzieć tak: ,,No, ja bym ewentualnie mógł kupić pewną ilość obligacji, może nie bezpośrednio na aukcji w Ministerstwie Finansów, ale na przykład w BGK lub PKO BP, czyli z czegoś, co formalnie jest niemożliwe"
BS: W tym momencie nie jest.
MB: Oczywiście, że tak.
BS: Ok.
MB: Czyli ja bym wtedy mógł kupić te obligacje. Oczywiście, to by musiało być pod jakimiś tam warunkami, coś takiego."
(powyższy cytat został umieszczony w czerwcu 2014 roku w nr. 25 tygodnika WPROST str.17-18)
W tym momencie chciałbym przypomnieć, że drukowanie pieniądza prędzej czy później doprowadzi do wzrostu inflacji, która jest potocznie nazywana "cichym podatkiem" płaconym przez wszystkich.
Inflacja ta, uderzy najbardziej po kieszeniach obywateli, którzy posiadają oszczędności.
Scenariusz nr.2 - wprowadzenie podatku katastralnego:
O podatku katastralnym dyskutuje się w Polsce od ponad 15 lat, jednak data jego wprowadzenia nie została jeszcze wyznaczona. Już same zapowiedzi polityków czy ekonomistów dotyczące wdrożenia nowych rozwiązań nie spotykają się z przychylnością społeczeństwa, które obawia się sporych wzrostów płaconego podatku. Wprowadzenie tego podatku, który ma zastąpić funkcjonujący obecnie podatek od nieruchomości, jest nieuniknione, gdyż podobne prawodawstwo funkcjonuje już w Unii Europejskiej. "Wzorem starożytnych Rzymian płacą go prawie wszyscy obywatele Unii Europejskiej" i to właśnie konsekwencje wprowadzenia podatku katastralnego w Polsce miały nas odstraszyć od wstąpienia do Unii Europejskiej. Obecnie nieruchomości mogą być opodatkowane jednym z trzech podatków: podatkiem od nieruchomości, podatkiem leśnym lub podatkiem rolnym. Obecnie wysokość podatku od nieruchomości uzależniona jest wyłącznie od powierzchni gruntu. Podobnie jest w przypadku podatku rolnego i leśnego. Przy ustalaniu wysokości tego podatku nie bierze się pod uwagę wartości budynków na nim stojących. Prowadzi to do sytuacji, w której podatek płacony jest tak samo za grunt niezagospodarowany lub za ten, na którym stoi zniszczony stary budynek, jak i za ziemię np. w centrum miasta, na której stoi nowoczesny biurowiec. Dzisiaj to samorządy ustalają wysokość podatku od nieruchomości i jest on wnoszony bezpośrednio do budżetu gmin. Dla mieszkania, maksymalna stawka podatku wynosi dziś zaledwie 75 groszy za metr kwadratowy rocznie. Ale na przykład miejsce parkingowe to już nie nieruchomość mieszkalna, ale tzw. "pozostałe budynki i ich części". Przykład: Trzy osobowa rodzina posiada mieszkanie w Krakowie o wielkości 60 M. KW. oraz garaż o wielkości 15 M.KW. W tym wypadku podatek od nieruchomości wyniesie 162 zł rocznie.
Oczywiście warto przypomnieć, że ustawa o podatkach i opłatach lokalnych (art. 5 ust.2-4) uprawnia do zróżnicowania stawek podatku od nieruchomości, jednak w praktyce najczęściej gminy ustalają maksymalną stawkę. Pomimo tego, z punktu widzenia rady gminy maksymalna stawka podatku od nieruchomości przynosi zbyt małe wpływy do budżetu, dlatego też wiele samorządów jest za wprowadzeniem podatku katastralnego, potocznie nazywanego przez właścicieli nieruchomości "podatkiem katastrofalnym".
Podatek katastralny ma zastąpić w przyszłości obowiązujący dziś podatek od
nieruchomości. Wysokość obecnej daniny zależy od powierzchni nieruchomości, natomiast nowy podatek ma być płacony od jej wartości rynkowej.
Czym właściwie jest podatek katastralny?
Najprościej rzecz ujmując, jest to podatek od wartości nieruchomości, gdzie przez nieruchomość rozumie się grunt i związane z nim budynki, przy uwzględnieniu jej lokalizacji i okresowej wycenie nieruchomości. Aby nałożyć podatek katastralny trzeba dysponować ewidencją (katastrem), w której, oprócz danych o gruntach i budynkach, figurować będzie wartość każdej nieruchomości.
Na razie nie wiadomo, jakie mogą być roczne stawki podatku katastralnego. Wśród plotek pojawiają się wysokości między 0,2 a 1% wartości nieruchomości.
Podatek katastralny za granicą:
Podatek katastralny działa m.in. w Czechach, Słowacji, Łotwie, Francji, Austrii, Kanadzie, Niemczech, Anglii, USA czy Irlandii. Na ostatnich czterech, wyżej wymienionych państwach przedstawię jak działa ten podatek realnie:
- Irlandia: "nieruchomości o wartości rynkowej do 1 mln euro są opodatkowane stawką 0,18%, a droższe, wycenione na ponad 1 mln, stawką 0,25%. Czasowo zwolnieni z podatku będą nabywcy nowo wybudowanych mieszkań i domów, mieszkańcy nieruchomości niewykończonych oraz ci, którzy dokonali zakupu nieruchomości w 2013 roku. Od 2017 roku jednak i oni podlegać będą opodatkowaniu." (źródło: www.bankier.pl)
- Niemcy: "Podatek jest przemnażany przez specjalne wskaźniki, różne w zależności od gminy, i w rezultacie efektywna wysokość stawki podatkowej waha się między 0,98 proc. a 2,84 proc., dając średnią 1,9 proc. wartości nieruchomości. Jednak występuje również szeroki katalog zwolnień podatkowych dla instytucji publicznych, społecznych czy religijnych.
- Anglia: Przeciętna stawka dla nieruchomości znajdującej się w środkowym przedziale wartości wynosi około 1 procent. W 2011 roku średni council tax w Anglii wyniósł 1196 funtów. Występują ulgi w tym podatku dla nieruchomości, w których mieszkają osoby niepełnosprawne, studenci lub gdy mieszka jedna osoba, a ponadto wprowadzono zasiłek podatkowy, który może wynieść nawet 100 procent wartości tego podatku.
- USA: W Stanach Zjednoczonych podatek od wartości nieruchomości, z którego dochody czerpią władze lokalne, jest zróżnicowany i w każdym stanie jest inny. W 2009 roku wyniósł średnio 1,04 proc. wartości rynkowej nieruchomości. Najwyższy był w stanie New Jersey – 1,89 proc. i w New Hampshire – 1,86 proce., a najniższy w Luizjanie – 0,18 proc. i na Hawajach – 0,26 procent. Zwolnieniami lub ulgami od tego podatku mogą się cieszyć weterani, instytucje religijne czy w szczególnych przypadkach podmioty prowadzące działalność gospodarczą." (źródło: nczas.com)
Na powyższych przykładach można zauważyć, że skala podatku katastralnego waha się między 0.18%, a 2.84%. Tak jak wcześniej napisałem, sugerowane stawki podatku katastralnego w Polsce wynoszą od 0.2% do 1% wartości nieruchomości rocznie. Dla łatwiejszego liczenia przyjmijmy, że będzie to 0.5%. Przykład: Ta sama trzyosobowa rodzina z Krakowa. Wartość rynkowa nieruchomości wyceniana jest na około 400 000 zł. Oznacza to, że podatek jaki będzie musiała ta rodzina zapłacić wyniesie 2000 zł rocznie. Nawet jeśli uwzględnimy, że powyższej rodzinie będzie przysługiwać jakaś ulga podatkowa, to nadal kwota opodatkowania nieruchomości będzie kilkanaście razy większa!
Wady i zalety:
Twierdzi się, że oparcie opodatkowania nieruchomości o kryterium wartości, a nie powierzchni nieruchomości jest bardziej sprawiedliwe. Trudno się z tym nie zgodzić, bowiem właściciel nowego apartamentu w centrum miasta płaci obecnie za 1 M. KW. taką samą stawkę podatku od nieruchomości, co właściciel starego mieszkania (blok z wielkiej płyty) na obrzeżach miasta. Inaczej sytuacja wyglądałaby w przypadku podatku katastralnego. Właściciel małej willi w gminie Konstancin-Jeziorna zapłaciłby o wiele większy podatek od dużego domu rodzinnego w gminie Secemin w Świętokrzyskiem. Kolejną zaletą wprowadzenia podatku katastralnego jest to, że natychmiast wzrosłyby dochody budżetów gminnych, ponieważ to do nich będą trafiały głównie pieniądze z podatków.
Niestety, dla wielu właścicieli nieruchomości wprowadzenie podatku katastralnego oznaczałoby kilkukrotny wzrost utrzymania nieruchomości. Na rynku można byłoby się spodziewać mocnych spadków cen, a dla spłacających kredyty jeszcze większe problemy. Najmocniej poszkodowaną grupą byłyby młode małżeństwa spłacające kredyty za niedawno kupione mieszkania. W takiej sytuacji, wielu młodych polaków może zrezygnować z dalszego spłacania kredytu. Trzeba sobie powiedzieć jasno, że wzrost podatku oznaczałby również wzrost cen wynajmu mieszkań co znów znacząco odbiłoby się szczególnie na studentach. Natomiast, inwestorzy będą zmuszeni efektywniej wykorzystywać swoje nieruchomości, ponieważ ich wysoka wartość będzie oznaczać wysoką wartość podatku. Jedno jest pewne: Wprowadzenie podatku katastralnego doprowadzi do wybuchu krachu na rynku nieruchomości oraz zubożenia społeczeństwa.
Dodatkowo chciałbym przypomnieć, że od 1 stycznia 2016 roku (jak można przeczytać wpolityce.pl) "kończy się przewidziany prawem unijnym okres ochronny dla polskiej ziemi. Oznacza to, że na skutek błędów negocjacyjnych jakie popełniono przy wstępowaniu Polski do Unii, już w przyszłym roku obywatele obcych państw będą mogli legalnie wykupywać ziemię w naszym kraju na takich samych zasadach jak obywatele RP. Nie będą w tym celu wymagane jakiekolwiek zezwolenia, czy zgody wydawane obecnie przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych." (źródło:
wpolityce.pl)
Łącząc dwa powyższe fakty, dla nas oznacza to, że o wiele zamożniejsi obywatele UE będą mogli bez przeszkód i bez pozwoleń kupować nieruchomości w Polsce po wyjątkowo niskiej cenie.
Podsumowanie:
Niepoważne rządy III Rzeczpospolitej narobiły długów, a teraz przychodzi pora, że trzeba je wraz z odsetkami spłacać. Czy będą one spłacane przez dodruk pieniądza tak jak to się robi w krajach rozwiniętych czy przez bardziej niepopularne rozwiązania jak podnoszenie podatków, zobaczymy wkrótce. "Wszystkie dotychczasowe podwyżki podatkowe serwowane przez koalicję PO-PSL mogą zostać całkowicie przyćmione właśnie przez popularny na Zachodzie podatek katastralny" (źródło:
nczas.com) Jak mówił kiedyś dr. Krzysztof Dzierżawski: "Nie sądzę aby ktokolwiek inny ucieszył się z podatku katastralnego, niż wierzyciele Polski. Podatek ten jest planowany jako źródło nowych dochodów w celu spłacania zaciąganych przez NBP i MF zobowiązań dłużnych np. wykupu obligacji. Wiem, że podatek od nieruchomości jest podatkiem lokalnym, co nie zmienia faktu, iż wprowadzenie w przyszłości podatku katastralnego może oznaczać spłacanie nim zobowiązań zagranicznych. Doświadczenie uczy, że nie ma nic bardziej niestabilnego w Polsce jak system podatkowy."
Jak dobrze wiemy 2015 jest rokiem wyborów, a więc politycy będą nam mówić to co chcemy usłyszeć. Jednak ciekawsze jest to, co się stanie po wyborach. Przyszły rząd jeśli zdecyduje się na wprowadzenie podatku katastralnego, będzie musiał się wykazać dużą odwagą, by przeforsować tak niepopularne rozwiązanie. Czy będzie to rząd Platformy Obywatelskiej czy Prawa i Sprawiedliwości w przypadku kryzysu finansów publicznych będzie musiał podjąć jakąś drastyczną dla obywateli decyzję. Nawet jeśli popularne ostatnio tzw. partie "antysystemowe" będą mieć realny wpływ na rząd nie można wykluczyć, że i one będą chciały wprowadzić podatek katastralny. To właśnie Kongres Nowej Prawicy czy Partia KORWIN mają w swoich programach wprowadzenie tego podatku. W ostatni weekend (20 czerwca) dowiedzieliśmy się, że możliwa jest współpraca Ruchu Pawła Kukiza z środowiskami konserwatywno-liberalnymi jak np. Centrum Adama Smitha czy Warsaw Enterprise Institute. Na łamach najnowszego numeru tygodnika WPROST można przeczytać właśnie wypowiedź prezesa WEI - prof. Roberta Gwiazdowskiego, który pisze:
"O podatku katastralnym mówi się od... 20 lat. Byłem przeciwnikiem jego wprowadzania do systemu podatkowego obok istniejących danin. Ale można go wprowadzić zamiast danin likwidowanych lub zmniejszanych. Opodatkowanie nieruchomości jest mniej szkodliwe niż pracy". (źródło: WPROST nr. 26, str. 17)
Wszystkie środowiska czy też partie "antysystemowe" są zwolennikami wprowadzenia podatku katastralnego, jednak na szczęście najpierw chcą zlikwidować PIT, składki na ZUS czy też ujednolicić podatek VAT. Miejmy nadzieję, że słowa dotrzymają.